piątek, 30 czerwca 2017

Mała tęsknota

Czas leci wolniej,
oddycham spokojnie,
serce mi bije — taktownie.

Powietrze jest lżejsze,
a pokój jest większy —
bez Ciebie.

Czekam dni kilka
na Ciebie — chwila.
Przychodzisz.

Jesteś — to dobrze.
Już koniec wiersza,
bo tęsknota przy Tobie mniejsza. 

07.12.16

niedziela, 25 czerwca 2017

„Love, Rosie” — Cecelia Ahern


LOVE, ROSIE || CECELIA AHERN || WYDAWNICTWO AKURAT || 6/10
Wszyscy musimy mieć jakieś marzenia. I nadzieję, że możemy osiągnąć coś więcej, niż mamy.

Do lektury „Love, Rosie” podchodziłam dość sceptycznie. Dlaczego? Mam pewną zasadę, którą w tym przypadku złapałam. Najpierw książka, potem film! — tu było na odwrót (nie mogłam się powstrzymać przed Samem Claflinem na wielkim ekranie!). Różnice między książką a ekranizacją są naprawdę kolosalne, ale mimo wszystko przeszkadzało mi to w czytaniu. Zabrakło tego zaskoczenia, wszystko dla mnie było takie przewidywalne, ale staram się obiektywnie ocenić tą książkę. Mimo wszystko — przeczytałam te 511. stron w jeden dzień i gdyby nie to, że widziałam wcześniej film, byłabym zachwycona.

Książka napisana jest w formie epistolarnej — prawdziwa magia listów, ale nie tylko. Poznajemy historię Rosie Dumne i Alexa Stewarta, a także innych bohaterów, przez listy, sms’y, maile i pocztówki. Rosie i Alex są przyjaciółmi od dziecka, a więź między nimi jest bardzo silna. Niestety, ojciec Alexa dostał lepszą propozycję pracy i muszą wyjechać z kraju. Rosie planuje pojechać do niego na studia. Wszystko idzie (prawie) po ich myśli. Skończyła szkolę, dostała się do college’u i… Zaszła w ciążę, co uniemożliwiło jej wyjazd do przyjaciela. I tu zaczyna się cała przygoda, która trwa pięćdziesiąt lat.
Jeśli ludzie mówią o długiej historii, oznacza to zazwyczaj, że jest krótka, ale oni ze wstydu nie potrafią się zdobyć na powiedzenie sobie prawdy.

„Love, Rosie” to książka, która okropnie mnie irytowała. Po milion razy powtarzałam w głowie: „tak, zrób to!” i „nie, nie rób tego!”, a bohaterowie swoje. To coś w stylu ludzi, którzy oglądają horror i krzyczą: „nie oglądaj się!, nie wchodź do tego pokoju!”, wiedząc że bohater i tak to zrobi. Wszystko, cała ta rozłąka Rosie i Alexa, ciągnie się przez tajemnice, strach i niepewność, co okropnie ściskało moje serducho i nie raz, nie dwa zdarzyło mi się zamknąć książkę i obdarować okładkę miną obrażonego dziecka.

Ale nie tylko o miłość chodzi. „Love, Rosie” to także książka o życiu. O tym, że nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, o problemach i o ludziach, którzy z tymi problemami się zmagają, książka z poczuciem humoru. Jest to naprawdę miła lektura, która pomimo swych niedociągnięć otrzymuje ode mnie miano „uroczej”. Nie jest to opowieść, do której bym wróciła i mimo wszystko! Jest to jedna z tych książek, o których myślę: „hm, dobra, ale i tak wolę film”.
Rosie: Zawsze źle piszesz wiem. Pisze się WIEM a nie WJEM.                            Alex: Przepraszam, panno idealna. Wjem jak pisać wjem. 

No, i taka moja myśl, z którą muszę się podzielić. Czytając tą książkę, ciągle myślałam o piosence mojego ulubionego zespołu!

Pattzy Reads, xx!

sobota, 17 czerwca 2017

„Szóstka Wron” — Leigh Bardugo


SZÓSTKA WRON || LEIGH BARDUGO || WYDAWNICTWO MAG || 10/10
Sześcioro niebezpiecznych wyrzutków. Jeden niewykonalny skok.

Nie jestem fanką fantastyki, a przynajmniej nie byłam — do tej pory. Nigdy nie umiałam się wczuć, a ta cała nowość świata mnie przytłaczała. Może nie tyle, co nie lubiłam, ale były to dla mnie ciężkie lektury, które szły mi dość opornie. „Szóstka wron” całkowicie mnie zaskoczyła i teraz nie mam już zamiaru skreślać książek na starcie! — okropne podejście, nie polecam.

Bez bicia przyznaję, że kupiłam tą książkę, bo podobało mi się to, jak została wydana. Nie ważne co, Boże, pięknie wygląda, muszę ją mieć. Całe szczęście, bo gdyby nie to, to w życiu nie przeczytałabym tej cudownej historii!

Kaz Brekker dostaje robotę do wykonania, oczywiście za odpowiednią zapłatą, i razem ze swoimi kompanami wyrusza na samobójczą misję. Każda z tych postaci ma całkowicie inny charakter, całkowicie inną historię, a mimo wszystko tworzą jedną, zgraną szajkę, bo mają wspólny cel — pieniądze i wolność, którą mogą za te pieniądze kupić.


Kaz potrzebuje ludzi wystarczająco zdesperowanych, żeby wraz z nim podjęli się tej samobójczej misji, oraz dostatecznie niebezpiecznych, żeby ją wypełnili. Wie, gdzie ich szukać.

Sama nie wiem, kogo z szóstki złoczyńców lubię najbardziej. Uwielbiałam czytać rozdziały z perspektywy każdego. Zdecydowanym plusem tej książki, dla mnie, były wątki romantyczne, bo ja uwielbiam romanse! Chemia między bohaterami była doskonale wyczuwalna, świetnie wpleciona w akcję. Nie było cukierkowych, przesłodzonych scen, a jednak niektóre wątki czytałam z okropnym uśmiechem i chóralnym „owww” w myślach.

Poza tym końcówka! Spodziewałam się czegoś oklepanego. Żyli długo i szczęśliwie, a Brudnoręki dokonał cudu, a jednak… Jednak nie! Strasznie żałuję, że nie mogę od razu sięgnąć po drugą część. Jestem pewna, że kupię ją najszybciej, jak to będzie możliwe.
Szóstka najbardziej niebezpiecznych wyrzutków w mieście – razem mogą być nie do zatrzymania. O ile wcześniej nie pozabijają się nawzajem.

No i pamiętajcie — gdzie Diabeł nie sięga, tam Kaza pośle!

Całusy, Pattzy Reads.