poniedziałek, 23 października 2017

„Rozalia” — Magdalena Wala [przedpremierowo]


ROZALIA || MAGDALENA WALA || CZWARTA STRONA
PREMIERA: 25.10.2017

Książki z fabułą umieszczoną w przeszłości to nie moja bajka, a przynajmniej tak myślałam. Ostatnio coraz częściej przekonuję się, że nie powinnam w kategorii książkowych za wiele analizować, bo dochodzę do błędnych wniosków. Tak samo z polskimi autorami, którym kilka miesięcy nie ufałam, a teraz — uwielbiam! Byłam dość sceptycznie nastawiona do Rozalii, gdy się za nią wzięłam. Pierwsze kartki szły mi dość opornie ze względu na dawne słownictwo, ale z każdą następną kartką, kolejnym rozdziałem, zakochiwałam się w tej historii i było mi autentycznie smutno, że tak szybko skończyłam tą książkę.

Tytułowa Rozalia to polska patriotka, ma siedemnaście lat i dość bujne wyobrażenie o obronie Polski spod zaborów. Chce walczyć za ojczyznę, ale agresywny ojciec ma inne plany na jej przyszłość. Chce ją wydać za starego Moskala, więc ta z pomocą krewnych ucieka do rodziny szlacheckiej, w której pełni rolę damy do towarzystwa. Poznaje całą szlachecką rodzinę, inne życie na wsi, wolność i miłość, a także przerażające legendy, które nieźle namieszają w jej życiu. Poza tym państwo, u których pomieszkuje skrywają pewną tajemnicę, a odważna i ciekawska Rozalia chce dowiedzieć się, co takiego kryje się za pogłoskami. Co jest zabobonem, a co prawdą.

Już przepłakałam jego śmierć, ale nadal nie przebolałam. I wiem, że pozostało mi tylko pamiętać.

Zakochałam się w tej książce. Właściwie na początku, mimo trudnego wbicia się w fabułę, urzekły mnie pewne zdarzenia w tej książce. Mianowicie autorka w Rozalii wspominała o prawdziwych wydarzeniach z kart polskiej historii, a także, co wspaniałe dla mnie, dała małą rolę Dziadom Mickiewicza. Małe, a cieszy i naprawdę ubarwia całą historię. Poza tym poznajemy życie szlachciców w tamtych czasach, ich codzienność i obowiązki z innych źródeł, niż lekcje historii i w bardziej ludzkim, rzeczywistym wydaniu, dla mnie w o wiele bardziej zobrazowanym.

Podobała mi się główna bohaterka, Rozalia, która nie chciała być, jak inne dziewczęta, panną na wydaniu. Nie marzyła o sukniach, wielkiej posiadłości, mężu. Chciała sięgnąć o wiele dalej, jednak kobiety nie były brane pod uwagę jako osoby godne rozmów politycznych i musiała wszystkiego dowiadywać się z innych źródeł. Była uparta i zawzięta, co mocno podkreślało jej osobowość, nie była mdła. Inne postaci też były nakreślone pozytywnie, miały charakterek.

Ona marzyła o ich szczęśliwym życiu, podczas gdy on oddał życie za wolność ich wszystkich.

Rozalia, moim zdaniem, to przyjemna lektura na dwa jesienne wieczory przy herbacie. Miło spędzicie czas, trochę nauczycie, wciągnięcie w miłą fabułę i odłożycie książkę na półkę z uśmiechem na ustach. Przynajmniej tak było w moim wypadku i mam nadzieję, że jeśli sięgniecie po tą pozycję, to będziecie mieli takie same wrażenia. Zdecydowanie polecam!

Za egzemplarz dziękuję:
Czwarta Strona. 

poniedziałek, 16 października 2017

„Prawdziwa Ginny Moon” — Benjamin Ludwig


PRAWDZIWA GINNY MOON || BENJAMIN LUDWIG || HARPER COLLINS
PREMIERA: 13.09.2017

Romanse to książki, które łamią moje serce i myślałam, że nigdy nic mnie bardziej nie wzruszy — myliłam się. Prawdziwa Ginny Moon w żadnym stopniu nie jest romansem, chociaż opowiada o trudnej miłości, o jej poszukiwaniu. Głos mi się łamał po ostatnich kartkach tej powieści i do teraz ściska mnie w gardle, gdy o tym myślę. Ta powieść jest cudowna w swojej rzeczywistości i pokazuje jak bardzo ciężko pokochać trudne dziecko.

Tytułowa Ginny Moon ma czternaście lat i od pięciu poszukuje szczęścia i miłości w różnych rodzinach zastępczych. Ginny ma autyzm. Jest mądra, inteligentna i sprytna, ale również bardzo chora i odbiera świat na swój własny sposób, czego wiele ludzi nie może zaakceptować. W końcu trafia do rodziny Moon, którzy od dawna starają się, bezskutecznie, o dziecko. W końcu im się jednak udaje, ale czy autystyczna Ginny to dobra kandydatka na starszą siostrę? Poza tym Ginny ciągle próbuje kontaktować się ze swoją biologiczną matką, która krzywdziła dziewczynkę, ale ta za wszelką cenę chcę odzyskać swoją Lalkę, mimo strachu przed toksyczną matką.

Nie wiem, gdzie idę. Nie wiem, gdzie powinna iść dziewczynka, która nigdzie nie pasuje.

Pierwsze strony książki są ciężkie. Trudno zrozumieć wiele rzeczy, ponieważ narratorką jest autystyczna czternastolatka, która świat odbiera inaczej od normalnych ludzi. Zdania są proste, często, dla nas, nielogiczne, bo mała Ginny nie rozumie wszystkiego, a wiele rozumie na opak. Idzie jednak do tego przywyknąć i po kilkunastu stronach stałam się jednością z Ginny i przeżywałam z nią wszystkie emocje (ja bardziej, niż ona, bo dziewczynka miała problem z emocjami). Przy każdym odrzuceniu autystycznego dziecka myślałam źle o bohaterkach tej książki, ale z drugiej strony rozumiałam, bo sama nie wiem, czy poradziłabym sobie z wychowaniem takiego dziecka.

Właśnie, bohaterowie. Ta książka jest brutalnie prawdziwa, bo pokazuje jak bardzo matka może kochać i nienawidzić, jak wiele jesteśmy w stanie zrobić na swojego dziecka i jak cierpią na tym dzieci adoptowane, które nagle są spychane na drugi plan. Szczególnie, jeśli są upośledzone i nie mogą znaleźć swojego miejsca w świecie. Ginny jest właśnie takim dzieckiem. Książka porusza ciężki temat, bardzo kontrowersyjny i chwytający za serce i… Wychodzi z tego rewelacyjna historia.

Bo żeby płakać, trzeba oddychać.

Czy polecam? Tak. Prawdziwa Ginny Moon to świetna książka, mam po niej masę przemyśleń. Ludzie potrzebują bliskości i miłości. Każdy z nas, nawet jeśli tego nie pokazuje.

Za egzemplarz dziękuję:
HarperCollins.

środa, 11 października 2017

„It Ends with Us” — Colleen Hoover


IT ENDS WITH US || COLLEEN HOOVER  || WYDAWNICTWO OTWARTE
PREMIERA: 11.10.2017

Moja naga prawda jest taka, że musiałam się zmusić do skończenia tej książki. Nie dlatego, że była zła, ale dlatego, że miażdżyła moje serce, a w ostatecznym rozrachunku zostawiła je roztrzaskane na milion kawałeczków. To było moje pierwsze spotkanie z panią Hoover i mimo bezsennej nocy, papki emocjonalnej, ścisku w gardle i łez — nie żałuję. Romanse zawsze mocno na mnie działają, ale It Ends with Us zajęło specjalne miejsce w moim sercu, ponieważ temat, który poruszała autorka nie jest dla mnie obcy. I naprawdę wiele ludzi zamyka oczy na zło, które dzieje się w niektórych domach.

Lily Bloom nie miała łatwego dzieciństwa, ale ma nadzieję na lepszą przyszłość. Poznajemy jej teraźniejsze życie, zakochujemy się wraz z nią w neurochirurgu imieniem Ryle i zachowujemy w sercu każdą nagą prawdę bohaterów. Równocześnie z kart pamiętnika Lily dowiadujemy się też o jej przeszłości, o bezdomnym chłopaku, który był jej pierwszą miłością i o tym, że program Ellen DeGeneres to świetne show. Aha, no i jeszcze tego, że ci, których kochamy najmocniej, najmocniej ranią.

To, że nie płyniemy na tej samej fali, nie oznacza, że przestaliśmy być częścią jednego oceanu.

Uwielbiam postaci, które poznałam w tej książce. Lily nie była mdłą, zakochaną panną, a przynajmniej nie do końca. Zmieniła się przez uczucie, które ją spotkało. Ta książka pokazuje, że miłość, z pozoru najpiękniejsze uczucie, potrafi ranić najmocniej i być najbardziej toksyczną rzeczą w życiu. Ryle od początku był… Dziwny. Jego podejście do świata mnie zaciekawiało, ale od razu czułam, że coś z nim będzie nie tak. Atlas to postać, która zmiękcza serca każdego i nie da się jej nie lubić, a Allysa to najlepsza przyjaciółka, jaką można sobie wymarzyć.

Książka jednak nie jest bez wad. Od razu zauważyłam, że autorka uległa pewnym schematom, które są doskonale znane czytelnikom romansów. Na przykład trójkąt miłosny. Zakochana ona, zakochany on i dodatkowe plus jeden. Przewidziałam też zakończenie, ale w ogólnym zarysie w ogóle mi to nie przeszkadzało, bo, owszem — wiedziałam jak się skończy, ale pewne rzeczy, które do tego końca prowadziły były dla mnie zaskoczeniem. I to takim wyciskającym łzy.

Nie ma czegoś takiego jak źli ludzie. Po prostu wszyscy czasami robimy złe rzeczy.

Czy polecam It Ends with Us? Zdecydowanie, ale jeśli ktoś ma miękkie serce i przeżywa uczucia bohaterów tak silnie jak ja… To niezła przejażdżka emocjonalnym rollercoasterem przed wami, ale definitywnie warta swojej ceny. 

Za egzemplarz dziękuję:
Wydawnictwo Otwarte. 

poniedziałek, 9 października 2017

„Lab Girl” — Hope Jahren [przedpremierowo]

LAB GIRL || HOPE JAHREN  || WYDAWNICTWO KOBIECE
PREMIERA: 20.10.2017

Jeśli szukacie spokojnej lektury, pełnej przemyśleń i wolnej od szybkiej akcji, to mam wspaniałą, pełną myśli egzystencjalnych autobiografię silnej kobiety, która pokazała jak wiele może, gdy inni nie dawali jej cienia szansy. Lab Girl to z pewnością pozycja nietypowa, aczkolwiek godna przeczytania i naprawdę ciężko wyrazić to, co myślę o tej powieści. Cała książka jest pełna kolorowych karteczek, którymi zaznaczałam piękne cytaty i tutaj przedstawię namiastkę tego, co możecie sami odkryć.

Mówiono mi, że nie mogę robić tego, co chcę robić, ponieważ jestem kobietą, i że pozwolono mi to robić tylko ze względu na to, że nią jestem. Mówiono mi, że mogę żyć wiecznie, i że spalam się za życia.

Ciężko opisać fabułę tej książki, ponieważ nie ma w niej żadnej fabuły. Jest to, jak już wspominałam, autobiografia Hope Jahren — kobiety naukowca i, jak się okazuje, pisarza. W książce tej poznajemy, kartka po kartce, całe jej życie, przebieg jej kariery, odnajdujemy się w jej otoczeniu i uczymy, bo bardzo przystępnie zostały opisane różne, biologiczne procesy. Nie zostało to opisane byle jak, bo autorka wplatała w naukę myśli egzystencjalne, które naprawdę mocno do mnie trafiały.

Ludzie są jak rośliny: rosną w stronę światła.

Nie przeczytałam historii pani Hope jednym tchem. Powoli poznawałam jej świat. Jej, jej przyjaciela Billa, który swoją osobowością odludka skradł moje serce, oraz wszystkich ludzi, których poznała. Rodzinę, osoby z pracy, studentów… Nie umiałabym tej książki przeczytać na raz. Sama musiałam oswajać się z jej historią i myśleć nad tym, co działo się w jej życiu. Autorka nawiązywała też do problemów, które dotyczą wszystkich ludzi, do przeciwności, które stawia przed nami los.

Bo gdzie jest skarb twój, tam serce twoje.


Czy polecam Lab Girl? Zdecydowanie. Dla mnie była to świetna książka na wieczory, gdy zmęczona kładłam się do łóżka i mogłam rozmyślać nad wszystkim, co przeczytałam. Poza tym sama autorka jest wspaniałą kobietą i naprawdę warto czegoś się o niej dowiedzieć i od niej nauczyć. 

Za egzemplarz dziękuję:
Wydawnictwo Kobiece.